... ja - Jan Pawul - Ślązak narodowości polskiej !! *spadkobierca Powstańców Śląskich Bojowników o Polskość Śląska* _____________________________ Dolnoślązak z urodzenia (1952), Ślązak z wyboru (1972) i do końca ... _____________________________ Powstania Śląskie były spontanicznym zrywem śląskiej=polskiej ludności, których celem było wyrwanie się z reżimu niemieckiego i przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Zgadzam się z celem Powstańców bardziej niźli całkowicie. Darzę ich ogromnym szacunkiem i podziwem oraz wdzięcznością. A w związku z tym, jako Ślązak narodowości polskiej, poczuwam się niejako spadkobiercą i kontynuatorem tego o co walczyli czyli - ŚLĄSK=POLSKA !! |
ŚLĄSK TO TYLKO REGION Z WŁANĄ GWARĄ JAK WSZYSTKIE POZOSTAŁE REGIONY POLSKI. POLITYCY JEDNAKŻE KREUJĄ TU ELEMENTY SEPARATYSTYCZNE NAPUSZCZAJĄC JEDNYCH NA DRUGICH I SZKALUJĄC PAŃSTWO POLSKIE !!
NIGDY NIE BYŁO I NIE MA ŻADNEJ "NARODOWOŚCI ŚLĄSKIEJ" - TO SĄ BZDETY SEPARATYSTÓW / OPCJI NIEMIECKIEJ I WSZELKICH PODŻEGACZY !!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Narodowo%C5%9B%C4%87_%C5%9Bl%C4%85ska
„literatura mniejsza” {brudnopis}
*TERYTORIUM WROGIE ŻYWYM ORGANIZMOM*
Jak znalazłem się w 1972 roku na Śląsku ?
A no proste …
W
1972 roku Zabrzańskie Zjednoczenie Przemysłu Węglowego mieszczące się przy ul.
Wolności 337 (dzisiaj jest tam niemiecka
firma kolejowa DB) publikowało masowo ogłoszenia w prasie ogólnopolskiej
czytanej przez młodych – ZAPRASZAJĄC NA ŚLĄSK. Gwarantowali pracę, dobre
wynagrodzenie i hotel robotniczy ale co mnie 20 letniego wtedy chłopaka przekonało to to że zwalniali ze
służby wojskowej !!
Górnictwo mocno się wtedy rozwijało, a na Śląsku (jak zawsze) brakowało rąk do pracy /
ludzi pracowitych. Przyjechałem zatem. Nie dlatego że zapałałem jakąś
szczególną miłością do górnictwa czy Śląska – o nie ! Każdy młody i rozumny
chłopak w tamtych czasach chciał się wymigać od 2 lub 3 letniej obowiązkowej =
przymusowej służby wojskowej. Praca w kopalni dawała taki przywilej. Byłem
zwolniony od przymusu pójścia do woja :-))))
Potrzeby górnictwa to jedno a lokalna ludność to drugie.
Już na dzień dobry spotkałem się z wyzwiskami od „goroli”. Tak hanysiaki na Śląsku od
zawsze wyzywają przyjezdnych i w sumie przez nich niechcianych. Ciekawe to było podejście.
Sami nie dawali rady, a jak przyjechali jacyś do pomocy to witano ich
wyzwiskami i wrogością … No ale te ludki czyli hanysiaki składają się z samych
sprzeczności …
Skierowano mnie na kopalnię ‘Sośnica’ (pole wschód). Wydano świstki, podano
adres i radź sobie sam, znajdź to i pociągnij dalej.
W hotelu robotniczym w Sośnicy (3 bloki) spotkałem kilkuset takich jak ja chłopaków z całej
Polski. Oczywiście ten potężny hotel był przez lokalnych (jakże by inaczej) wyzywany z niemiecka - „WULC-HAUS”. Szybko
dowiedziałem się że ten ‘wulc’ czy ‘wulec’ to taki jak ja czyli przyjezdny,
nowy, niechciany, gorszy choć z przymusu potrzebny bo hanysiaki nie dawały
rady. Nie dość że ‘gorol’ to jeszcze ‘wulc’. Tyle sobie zadawali trudu żeby nas
wyzywać i dokuczać. Tutejsza historycznie polska ludność wieki całe żyła pod
buciorem / ‘zaborem’ niemieckim toteż ich gwara stała się (szczególnie pośród niewykształconej i prymitywnej siły roboczej) totalnym dziwactwem językowym na terenie
Śląska i Polski – podobnym np. do gwary cygańskiej. Mogą się uczyć w szkole
czystego języka polskiego bez niemieckich wykoślawień ale wolą (choć nie wszyscy i jest ich mało) tą
swoją gwarę hanysią – ot tak na złość otoczeniu i samym sobie :-))))
Nasi oczywiście nie byli dłużni i oddawali podobnymi
wyzwiskami, znanymi od dawna czyli ‘hanys’ albo bardziej złośliwie, a co
usłyszałem od pewnego górnika pod ziemią kiedy kłócił się z jakimś hanysem -
„hitlerowskie sierotki”. Utkwiło mi to w pamięci bo mimo wszystko było
śmieszne.
Jeden taki prymityw-hanys był moim kierownikiem oddziału,
któremu złożyłem tzw. papiery pośród których było świadectwo ukończenia szkoły
zawodowej. Jak się potem okazało ten hanys ukradł mi to świadectwo i nigdy go
już nie odzyskałem. Musiałem wykonać sporo starań aby sobie załatwić duplikat.
Pierwsze chyba 2 tygodnie pracowałem jako tzw. ładowacz machając łopatą z węglem. Potem pracowałem na wydziale mechanicznym czyli trochę wyżej niźli zwykłe ‘ryle węglowe’. Ciężka to była i max niebezpieczna praca. Pewien trudny do zapomnienia incydent spowodował że robotę w kopalni porzuciłem nagle i nieodwołalnie. Poszliśmy wyciągać części kombajnu w miejscu gdzie zawalił się kawałek ściany wydobywczej. Podnosiliśmy we czterech na kolanach (bo było bardzo nisko) 400 kilowy kawał żelaza gdy nagle jeden z nas wyłamał się krzycząc że już nie daje rady. Puścił zatem żelaztwo a ono zatrzymało się na moich udach. Pozostali dwaj górnicy próbowali mnie ratować przed zmiażdżeniem nóg i trzymali ile sił aż w końcu żelaztwo ześlizgnęło się po moich udach zdzierając spodnie i sporo naskórka. Kto okazał się krzykliwym nierobem przez którego o mały włos zostałbym kaleką – a no hanysiak oczywiście. Oni w ogóle migali się od ciężkiej roboty którą wykonywali nasi czyli ‘gorole’ i ‘wulce’ :-)))) Fakt był taki, że jakby nie te ‘gorole’ i ‘wulce’ to kopalnie na Śląsku można by pozamykać. Zawlokłem się zatem utykając pod szyb i czekałem do rana (to była nocna szychta) aż nocna zmiana wyjeżdżała na powierzchnię. Tak wyglądał mój ostatni dzień pracy na kopalni ‘Sośnica’. Porzuciłem ją nagle i niespodziewanie choć nie miałem takiego zamiaru. Nie zwalniałem się oficjalnie – ot zabrałem swoje manele, wyjechałem i tyle.
Nie mogłem jednak zbyt długo pozwolić sobie na ‘wolność’
i po pewnym krótkim czasie musiałem poszukać innej pracy wykonywanie której dawało
przywilej uniknięcia przymusowej służby wojskowej. Znalazłem taką pracę w
Stoczni Gdynia. Zakwaterowałem się pośród setek innych chłopaków takich jak ja
w hotelu robotniczym. Ciekawostką jest to że w Gdyni nikt nas przyjezdnych nie
wyzywał od ‘goroli’ i ‘wulców’ jak to robiły na Śląsku hanysiaki. W Gdyni
byliśmy po prostu takimi samymi ludźmi jak inni obok. No ale to już inna
historia, na inną opowieść …
zaświadczenie zdobyte po latach
… fragment książki – ‘WULC i GOROL …’
CDN …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz